Gościmy

Naszą witrynę przegląda teraz 1 gość 
Move
Widok 0 | 5 | 10 | 15 Artykułów

Strona Główna

Kategorie
Ostatnio dodane

Fatalne zauroczenie, czyli dlaczego Niemcy pokochali Rosję

WIESŁAW CHEŁMINIAK Wydanie 220 Tematy: NIEMCY ROSJA KRÓLOWIE WOJNA HITLER STALIN PUTIN Komuniści wysługujący się Moskwie z pobudek ideowych i „rozumiejący Rosję” politycy RFN, to tylko...

Memento!

PiS skończy jak PO? Palade: Jest w najtrudniejszym od 2015 roku momencie Dodano 23 grudnia 2021 Autor: Piotr Motyka - Media Narodowe O sytuacji partii rządzącej, konserwatystach w polskiej polityce,...

„MAPA GOMBERGA” – TAK MA WYGLĄDAĆ POWOJENNY ŚWIAT WEDŁUG NWO .

https://www.cda.pl/video/4773842a7  https://globalna.info/2020/01/09/mapa-gomberga-tak-ma-wygladac-powojenny-swiat-wedlug-nwo/  

Ekonomiczna prawda wojny o klimat WWR#130

Ekonomiczna prawda wojny o klimat WWR#130  https://www.youtube.com/watch?v=hETb7zyPPCg 35 490 wyświetleń Data premiery: 21 paź 2021 4,5 TYS.79UDOSTĘPNIJZAPISZ Warsaw Enterprise Institute...

Pozbawiliśmy się istotnych instrumentów obrony...

Paweł Lisicki: Na własne życzenie Polska znalazła się w tej sytuacji. Pozbawiliśmy się istotnych instrumentów obrony 6 godzin temu Paweł Lisicki / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET  Skomentuj...

Prof. Piotrowski: Polska już na wstępie przegrała...

Dwa fronty wojny hybrydowej: na granicy i w Warszawie

Polska może zmniejszyć składkę do Unii Europejskiej

Europoseł pyta KE: Czy Tusk naciskał na opóźnienie polskiego KPO?

"Oni się tego piekielnie boją".

Ardanowski: Nikt nie pytał ministrów rolnictwa o to, czy jest to dobry program

"Rolnicy są przerażeni"

UWAGA!

Spotkanie na żywo z dr. Leszkiem Sykulskim

NOWY ŁAD IDZIE W ZŁYM KIERUNKU

Wszystko jest nam przekładane jako jedyna słuszna prawda PDF Drukuj Email
sobota, 22 maja 2021 11:36

"Coś zupełnie niebywałego". Lisicki o zachowaniu największych mediów

Paweł Lisicki, red. nacz. tygodnika

Paweł Lisicki, red. nacz. tygodnika "Do Rzeczy" / Źródło: wSensie Paweł Lisicki wskazuje, że największe media w Polsce zamiast rzetelnie informować o pandemii, przez ostatni rok sukcesywnie nakręcały histerię. – Ich kompletna nieodpowiedzialność to jest coś zupełnie niebywałego – ocenił naczelny "Do Rzeczy". Redaktor naczelny "Do Rzeczy" był  gościem Polskiego Radia 24. Podczas audycji poruszono kwestię pandemii oraz tzw. nowej normalności, do której ma zmierzać Polska. – Ocena zależy od tego, co rozumiemy przez słowo "normalność". Czy taką sytuację, jaka była przed pandemią, gdy można było żyć bez strachu i zabezpieczeń, czy też "nowa normalność" ma polegać na tym, że ogól ludności będzie zaszczepiony, ale nadal będziemy musieli mierzyć się z obostrzeniami i utrudnieniami – mówił.

Podczas rozmowy przypomniano, że w ostatnim czasie pojawiły się nawet pomysły, by wprowadzić opaski informujące, kto jest już zaszczepiony, a kto jeszcze nie. – Jeżeli w tę stronę zmierzamy to ja dziękuję bardzo – mówił.

Zagrożenie dla wolności

Paweł Lisicki zwrócił uwagę, że niepokojem napawa go fakt, jak bardo ograniczono wolność ludzi w czasie pandemii.

Przypomnijmy, że od soboty 15 maja zniesiony został obowiązek noszenia maseczek ochronnych w przestrzeni otwartej. Dziennikarz zauważył, że od tego momentu zdecydowana większość ludzi zrezygnowała z noszenia masek. – Nic dziwnego, że kiedy zdecydowano o poluzowaniu restrykcji, to ludzie tak zareagowali. Ja się z tego powodu cieszę, bo to pokazuje, że to poczucie wolności jest nadal ważne dla Polaków – stwierdził.

Jednocześnie Lisicki zwrócił uwagę, że otrzymujemy sprzeczne sygnały dotyczące pandemii. Z jednej strony następuje rezygnacja z obostrzeń, z drugiej strony cały czas straszy się nas kolejną falą zachorowań oraz kolejnymi restrykcjami. – Wczoraj pojawiła się na przykład informacja, że na Maderze są szkolone psy, które mają wykrywać zakażonych koronawirusem – wskazał.

Dziennikarz ocenił, że wprowadzając kolejne coraz dziwniejsze restrykcje, zmierzamy w stronę reżimu sanitarnego. – Dużo będzie zależało od tego, jaki kształt przybiorą ostatecznie paszporty covidowe i czy zwycięży pomysł, by ludzie, którzy się zaszczepią mieli dodatkowe przywileje. Jeżeli "dobrowolne" szczepienie oznacza że człowiek traci podstawowe prawa, gdy się mu nie podda, to nie jest ono w ogóle dobrowolne – podkreślił naczelny "Do Rzeczy".

Mam wrażenie, że może nas czekać niebezpieczeństwo, że w ramach "dobrowolności", ludzie mogą być szykanowani, a wolność ograniczana. Wtedy mielibyśmy do czynienia z przymusem – dodał.

Media nie zdały egzaminu?

Lisicki zwrócił uwagę, że są różne sposoby przekonywania obywateli do różnych działań w tym i taka, gdzie ludziom zostawia się swobodę wyboru. Tymczasem obecnie dominuje forma paternalizmu. – Jest grupa ekspertów, która coś wymyśla i narzuca to społeczeństwu, a gdy społeczeństwo nie jest przekonane, to stosuje się metody przymusu. Powinniśmy mieć forum, gdzie eksperci wyjaśnią wątpliwości, jednak takiej debaty nie ma. Wszystko jest nam przekładane jako jedyna słuszna prawda. Tylko te prawdy zmieniają się co miesiąc – ocenił.

Lisicki przyznał, że nie ukrywa swojego krytycyzmu względem decyzji rządzących, jednak jeszcze ostrzej ocenia większość mediów.

Kompletna nieodpowiedzialność dużych mediów to jest coś zupełnie niebywałego.

Wczoraj na jednym z największych portali widziałem artykuł z napisem, że dla kobiet w ciąży COVID jest śmiertelnie groźny. Mógłbym cytować dziesiątki podobnych przykładów nieodpowiedzialnych działań mediów – mówił.

Naczelny "Do Rzeczy" wskazał, że największe media w Polsce zamiast rzetelnie informować o pandemii, przez ostatni rok sukcesywnie nakręcały histerię.

To część sfery demokratycznej, która zupełnie nie zdała egzaminu. Społeczeństwo w dużym stopniu uległo totalnemu strachowi. Człowiekowi ciężko zachować zdrowy rozsądek, gdy wszystkie kanały informacyjne przekazują paniczny przekaz. Wszyscy myślą nie tylko o sobie, ale również i rodzinie i bliskich. To powoduje, że łatwo wpaść w panikę – wskazał. 

Źródło: Polskie Radio 24

 
Prawdziwy Żołnierz, nie legenda. PDF Drukuj Email
czwartek, 20 maja 2021 19:03

Gen. Rozwadowski. Wódz, który umiał zwyciężać i ponosić klęski

Był jednym z najzdolniejszych polskich dowódców, znakomitym strategiem i znawcą sztuki wojennej. Skonfliktowany z Piłsudskim i jego środowiskiem, uwięziony, zmarł przedwcześnie w niewyjaśnionych do końca okolicznościach.

  • Gen. Tadeusz Rozwadowski (1866-1928)Gen. Tadeusz Rozwadowski (1866-1928)

Tadeusz Jordan Rozwadowski herbu Trąby urodził się 19 albo 20 maja 1866 r. w Babinie w pow. kałuskim (Ukraina). W literaturze historycznej występują dwie daty jego urodzin. Część autorów przyjmuje 19 maja. Taką informację znajdziemy też w filmie „Zapomniany generał”, w którym występują przedstawiciele rodziny Jordan Rozwadowskich. Z kolei Polski Słownik Biograficzny podaje datę 20 maja. Autor opierał się na bogatych źródłach archiwalnych, m.in. na aktach osobowych Centralnego Archiwum Wojskowego. Trudno rozsądzić.

Rozwadowski pochodził z rodziny o starych tradycjach wojskowych. Jego przodek rycerz Maciej walczył pod Wiedniem w 1683 r., pradziad Kazimierz, był kościuszkowskim brygadierem, dziad Wiktor powstańcem listopadowym, a ojciec Tomisław dowodził oddziałem konnym w powstaniu styczniowym.

Absolwent Szkoły Wojennej w Wiedniu

Tadeusz Rozwadowski był absolwentem wielu austriackich szkół wojskowych na czele z prestiżową, przeznaczoną dla elity korpusu oficerskiego, Szkołą Wojenną w Wiedniu. Po jej ukończeniu w 1891 r. piastował funkcje sztabowe w Mariborze i Budapeszcie, gdzie w 1894 r. ożenił się z Marią hr. Komorowską. Od października 1896 r. był attaché wojskowym przy poselstwie austriackim w Bukareszcie. Znajomość sześciu języków – polskiego, francuskiego, niemieckiego, czeskiego i rosyjskiego, a z czasem także rumuńskiego, niezwykły urok osobisty, wrodzony optymizm i nienaganne maniery, czyniły go naturalnym kandydatem do objęcia ważnej dla austro-węgierskiej monarchii placówki.

W Rumunii przyszły na świat dzieci Rozwadowskiego (Melania w 1898 r., Józef w 1899 r. i Kazimierz w 1906 r.). Bukareszt opuścił w 1907 r. i powrócił do Galicji, do Stanisławowa. Do wybuchu wojny poświęcał się pracy wojskowej i społecznej, a w 1913 r. jako jedyny z wyższych polskich oficerów armii austriackiej nawiązał współpracę z ruchem strzeleckim, często ratując go dzięki swym koneksjom z różnych opresji.

Różnica zdań z Piłsudskim

W Cesarskiej i Królewskiej Armii dosłużył się stopnia marszałka polnego porucznika, w odradzającym się Wojsku Polskim został generałem broni, szefem Sztabu Generalnego WP przy Radzie Regencyjnej i od 1918 r. zajął się organizacją armii polskiej, tworząc zręby jej marynarki wojennej, kawalerii i straży granicznej. Opracowane wtedy „schemat organizacji polskich władz wojskowych” i „Tymczasowa ustawa o powszechnym obowiązku służby wojskowej” odegrały ważną rolę w toczonych później wojnach o granice.

Po objęciu władzy przez Józefa Piłsudskiego Rozwadowski złożył urząd w związku z różnicą zdań między nim a Naczelnikiem Państwa. Rzecz dotyczyła organizacji polskiego wojska.

Lwów, Paryż, bitwa warszawska

Rozwadowski został obrońcą oblężonego Lwowa jako Naczelny Dowódca Wojsk Polskich w Galicji Wschodniej. Zreorganizował pod względem wojskowym szczupłe siły obrońców, wykazując się niezwykłym poświęceniem, niezłomnością i hardością ducha. W kwietniu 1919 r. mianowany na szefa Polskiej Misji Wojskowej w Paryżu, opuszczając Lwów, był owacyjnie żegnany przez mieszkańców miasta i żołnierzy. W Paryżu skutecznie zabiegał o polskie interesy w Galicji Wschodniej, przyczynił się do stworzenia u boku armii polskiej Legionu Amerykańskiego, uzyskał dostawy broni dla wojsk polskich i negocjował podstawy przyszłego sojuszu z Rumunią.

Po wypełnieniu paryskiej misji wrócił do Polski. W szczytowym momencie zagrożenia bolszewickiego został szefem Sztabu Generalnego WP. W czasie bitwy warszawskiej 1920 r. Rozwadowski był autorem planu kontrnatarcia oraz koncepcji bitwy, której został głównym koordynatorem. Przegrupowanie wojsk polskich było zadaniem niebywale trudnym, ale zostało ono perfekcyjnie wykonane przez elitarne jednostki 1. i 3. Dywizji Piechoty Legionów. Po wiktorii warszawskiej i ostatecznym rozgromieniu bolszewików większość splendoru spadła na Piłsudskiego, czego Rozwadowski nigdy nie dementował, wykazując niezwykłą lojalność wobec Naczelnego Wodza.

Konfrontacja i uwięzienie

W latach 1921-1926 piastował funkcję Generalnego Inspektora Jazdy i Generalnego Inspektora Kawalerii WP. Popadł jednak w konflikt z obozem piłsudczykowskim. Przeciwstawiał się upolitycznieniu armii i podziałom w jej łonie. Swoją postawą naraził się marszałkowi i był ostro zwalczany przez środowisko Piłsudskiego.

Podczas zamachu majowego w 1926 r., jako legalista, stanął po stronie sił wiernych rządowi, obejmując dowództwo obrony Warszawy. Na skutek dysproporcji sił, strajku kolejarzy utrudniających dotarcie pułków wielkopolskich i pomorskich z odsieczą, a przede wszystkim w obawie przed wybuchem wojny domowej, prezydent Stanisław Wojciechowski złożył urząd i rozkazał zaprzestania bratobójczych walk. Rozwadowski wraz z kilkoma innymi oficerami został internowany.

Wojska rządowe, wciąż stanowiące znaczną siłę, dawały nadzieję legalistom na honorowe zakończenie konfliktu. Tym bardziej, że 22 maja Piłsudski w rozkazie do wojska przyznawał rację obu walczącym stronom, obiecując niewyciąganie konsekwencji wobec pokonanych oraz zgodę i pojednanie. Następne dni zweryfikowały te słowa. Chociaż część internowanych oficerów zwolniono, to generałowie Rozwadowski, Zagórski, Malczewski i Jaźwiński zostali oskarżeni o przestępstwa kryminalne i uwięzieni w Wojskowym Więzieniu Śledczym nr I w Warszawie, a następnie nr III na Antokolu w Wilnie. Warunki, w jakich byli przetrzymywani urągały przyzwoitości.

Zrujnowane, nieogrzewane cele mocno nadszarpnęły zdrowie gen. Rozwadowskiego. Najbardziej jednak raniło jego żołnierski honor uwięzienie obok pospolitych przestępców. Za kratami pozostał do 18 maja 1927 r. Wolność odzyskał dopiero na skutek protestów społeczeństwa w obronie uwięzionych generałów.

Tymczasem środowisko piłsudczykowskie rozpętało nagonkę na generała, dezawuując jego wieloletnią pracę nad organizacją, wyszkoleniem i modernizacją polskiej armii. 30 kwietnia 1927 r. wraz z innymi został przeniesiony w stan spoczynku. Po uwolnieniu spędzał czas głównie w Jastrzębiej Górze. Mimo zrujnowanego więzieniem zdrowia, bolesnych dolegliwości, wobec których lekarze byli bezradni, nadal intensywnie pracował. W 1928 r. napisał referat poświęcony „Problemowi dzisiejszej obrony Państwa”, nazywany „Testamentem wojskowym generała Rozwadowskiego”. Postulował w nim utworzenie specjalnej formacji, tzw. armii wysokiego pogotowia, zdolnej do błyskawicznej mobilizacji w obliczu najazdu ze strony Rosji lub Niemiec, składającej się ze specjalnie wyszkolonych jednostek, potrafiących działać w ekstremalnych warunkach, wyposażonych w lotnictwo, kawalerię i samodzielne grupy broni pancernej i samochodowej.

Otruty?

Rozwadowski przewidywał nieuchronność konfliktu z Rosją i Niemcami, którego termin określał na rok 1936. Zmarł 18 października 1928 r. Pochowano go zgodnie z jego wolą na Cmentarzu Obrońców Lwowa, wśród jego żołnierzy. Nie brakowało domysłów i podejrzeń, co do przyczyn śmierci. Sugerowano otrucie, a odmowa władz przeprowadzenia sekcji zwłok podsycała jedynie spekulacje, tym bardziej prawdopodobne, iż generał do czasu uwięzienia cieszył się doskonałym zdrowiem.

20 października, po mszy żałobnej w Warszawie, trumnę przetransportowano do Lwowa, gdzie dwa dni później tłumy pożegnały generała. Nabożeństwo w kościele bernardynów odprawił metropolita lwowski abp Bolesław Twardowski. Gdy kondukt żałobny dotarł do celu, trumnę ponieśli na barkach generałowie usunięci z armii razem z Rozwadowskim.

Nad grobem poruszającą mowę wygłosił były legionista ks. Józef Panaś: „Był to prawdziwie chrześcijański, wielki wódz, który umiał zwyciężać bez podniesienia się w pychę i bez pastwienia się nad pokonanym przeciwnikiem, a gdy poniósł klęskę, poniósł ją nie tylko bez upodlenia się, ale nawet bez chęci zemsty i nienawiści do chwilowego zwycięzcy”.

Tekst Piotr Milczanowski

 
Świetna wiadomość dla całego świata PDF Drukuj Email
wtorek, 18 maja 2021 07:32

Stępień: Joe Biden niszczy Stany Zjednoczone w tempie dużo szybszym niż się spodziewałem

Joe Biden, The Review University of Delaware, Flickr

Działacz polonijny i republikański ocenia politykę gospodarczą i energetyczną nowej administracji USA. Mówi też o planach politycznych Donalda Trumpa.

 

Krzysztof Stępień relacjonuje, że rząd Stanów Zjednoczonych nie planuje wprowadzić federalnych paszportów szczepionkowych. Do wdrożenia tego rozwiązania przymierzają się stany rządzone przez Partię Demokratyczną. Gość „Poranka WNET” negatywnie ocenia wprowadzane przez administrację Joe Bidena programy pomocowe. Zapewnia, że zaszkodzą one gospodarce.

Wiadomo, że zły pieniądz wypiera z rynku dobry pieniądz.

Inflacja w Stanach Zjednoczonych przekroczyła 4%. Jak przestrzega Krzysztof Stępień, konsekwencje zerwania globalnych łańcuchów dostaw dopiero dadzą o sobie znać. Omówiona zostaje ponadto sytuacja amerykańskiej energetyki w kontekście ataku hakerskiego na gazociąg Colonial Pipeline. Rozmówca Magdaleny Uchaniuk zwraca uwagę, że szybkie dążenie do neutralności klimatycznej jest groźne dla bezpieczeństwa USA.

Joe Biden niszczy ten kraj w tempie dużo szybszym niż się spodziewałem.

Poruszony zostaje również temat obecnych działań Donalda Trumpa. Jak mówi Krzysztof Stępień, były prezydent w 2024 r. będzie ubiegał się o powrót do Białego Domu.

To świetna wiadomość dla całego świata.

A.W.K

 
Soros nie jest Żydem... PDF Drukuj Email
wtorek, 18 maja 2021 07:26

Chodzi o to, żeby „mądra” mniejszość żyła z pracy „głupiej” większości / Andrzej Jarczewski, „Kurier WNET” 83/2021

KTOŚ zbiera i kumuluje w chmurze informacje: prawdziwe! To działa jak bezpieka w komunie, jak wywiad na wojnie. Toczy się wojna nowej generacji: wojna światowych oligarchów przeciwko całej ludzkości.

Neosofiści

Starożytni sofiści – jak nawóz w kulturze rolnej – wywołali ferment, przyśpieszający pochód ku szczytom kultury ludzkiej. Gdyby nie banda intelektualnych oszustów, bo tak należałoby nazwać sofistów, Platon nie miałby powodu do badań nad prawdą.

Podobną rolę odgrywają neosofiści XXI wieku, którzy ponownie głoszą, że prawdy nie ma. Bo skoro prawdy nie ma – wszystko im wolno! Ale jawny fałsz inspiruje nas do nowych poszukiwań prawdy.

Soros nie jest Żydem

Neosofizm w obecnym wydaniu to wytwór II połowy XX wieku, choć w pewnych przejawach obecny jest już we wcześniejszych pismach szkoły frankfurckiej, następnie u Rorty’ego, Habermasa i innych. Prawdziwy rozkwit ten nurt zawdzięcza jednak dopiero George’owi Sorosowi, który do teorii marksistowskiej dodał liberalną myśl Karla Poppera. Dokładnie jedną myśl: koncepcję „społeczeństwa otwartego”, ale koncepcję odwróconą, opartą na destabilizacji, indoktrynacji i prowokacji (DIP). O sukcesie zadecydowały – jak zwykle – pieniądze i metoda. Nie treść, bo ta nie ma specjalnego znaczenia.

Dziś „mądrość etapu” jest taka, wczoraj była inna, jutro też będzie inna. Tylko metoda jest stała.

Treść rozpowszechnianej ideologii możemy odłożyć na bok. „Cel jest niczym, ruch jest wszystkim” – mawiał Eduard Bernstein, a przejął to Soros, który sam siebie nazywał ‘mistrzem destabilizacji’. Odkładam też kwestię pochodzenia pieniędzy Sorosa. Ważne jest tylko to, że te pieniądze zostały przeznaczone na finansowanie ogromnej, światowej struktury różnych organizacji, realizujących cele ideologiczne.

Przeciwnicy Sorosa występują niekiedy z pozycji antysemickich i podnoszą jego żydowskie pochodzenie. Tymczasem Soros wcale nie jest Żydem. I to nie dlatego, że jako 14-letni młodzieniec pomagał Niemcom grabić majątek węgierskich Żydów, ekspediowanych do Auschwitz przez Adolfa Eichmanna. I nie dlatego, że później stanowczo zapewniał, że nie miał z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia, że nie odczuwał empatii względem mordowanych kobiet i dzieci. I nie dlatego nie jest Żydem, że podejmuje działania wrogie względem państwa Izrael. O wyjściu z żydostwa zadecydowali jego rodzice.

Późniejszy George Soros jest native speakerem języka esperanto! Jego ojciec, Tivadar Schwartz – jak wielu Żydów, którzy utracili wiarę w powrót do Palestyny – powoli odchodził od swojej kultury i chciał być Niemcem, ew. Węgrem od następnego pokolenia.

Jeszcze uległ tradycji i pozwolił syna obrzezać, ale od razu pozbawił go kontaktu z językami naturalnymi i próbował zrobić z niego esperantczyka.

Esperanto i życie

Andreas von Rétyi w książce George Soros. Najniebezpieczniejszy człowiek świata tłumaczy wyraz ‘soros’ jako ‘dotrzeć do góry’, ‘wznieść się’. Być może ma rację, bo w esperanto znaczenia wyrazów mogą być różne, również takie, jakie nada słowu ten, który je pierwszy raz zdefiniuje. Wyrazu ‘soros’ nie ma w głównym korpusie słownikowym esperanta. Jest to jednak język samorozwijający się na mocy wewnętrznych reguł słowotwórczych. Sam skorzystałem z tej właściwości, nadając tytuł „Provokado” książce o prowokacji gliwickiej. Tam cząstka -ad- oznacza powtarzalność, wielokrotność, trwałość zjawiska; konkretnie to, że antypolska prowokacja nie zaistniała raz, ale jest stale w różnych formach powtarzana.

Niewykluczone więc, że pan Tivadar Schwartz, zmieniając nazwisko na Sorosz, a później na Soros, znając dobrze węgierski, niemiecki i esperanto, brał pod uwagę różne hybrydy lingwistyczne. W esperanto końcówką -os sygnalizuje się gramatyczny czas przyszły. Ten aspekt mógł być brany pod uwagę. Nie odtwarzam tu rzeczywistego procesu myślowego prowadzącego do zmiany nazwiska, bo nic na ten temat nie wiemy. Proponuję tylko przypomnieć sobie medytacje prowadzone w każdej rodzinie na temat imienia, jakie nadamy kolejnemu dziecku. Każdy coś proponuje, a w końcu urzędnik wpisuje imię do metryki i zwykle nikt nie potrafi sobie przypomnieć, dlaczego tam jest akurat Janek, a nie Franek.

Byłem na kilku kongresach esperanckich i nie słyszałem, by gdzieś Soros wspierał swój język jakimikolwiek datkami. Ale też nie widziałem tam młodych ludzi, a typowych esperantystów – starszych, wykształconych, o wysokiej kulturze osobistej – nie da się przekabacić na „otwartość”. Nie warto więc w nich inwestować. Esperanto wymiera wraz ze swoimi ostatnimi użytkownikami.

Hitler prześladował esperanto, bo w tym języku rasizm i nacjonalizm był niemożliwy. Z kolei Stalin, choć wszystko, co internacjonalistyczne, było mu bliskie, też początkowo tępił esperantystów z obawy o szpiegostwo. Za to po wojnie chętnie wspierał esperanto, właśnie ze względu na potencjał agenturalny. Od lat 1990. rządy stopniowo wycofywały poparcie, młodzież wybierała angielski, a podróż zagraniczna – atrakcja spotkań esperanckich – przestała być dobrem luksusowym. Dziś wystarczy mieć pieniądze. Esperanto pozostało językiem szczerych miłośników… esperanta.

Szlachetny totalitaryzm

Mamy bardzo pozytywny stosunek do esperanta, stworzonego przez Polaka, Ludwika Zamenhofa, choć ten Polak był również Żydem, a jednocześnie poddanym cara i znawcą kultury niemieckiej, którą bardzo cenił. Miał naprawdę szlachetne intencje. Wychował się w Białymstoku, gdzie – obok polskiej i żydowskiej – musiał poznać cywilizację rosyjską, litewską, chłopską i szlachecką. Widział, jak wiele konfliktów ma swoje źródła w braku wzajemnego zrozumienia, w niemożności dogadania się. Opracował więc naprawdę piękny język, który – gdyby zapanował na całym świecie – uwolniłby ludzkość od przyczyn wielu niesnasek, a narody musiałyby szukać sobie kłopotów gdzie indziej.

W drugiej połowie XIX wieku językoznawcy europejscy i amerykańscy prześcigali się w pomysłach na sztuczny język. Totalitarna idea wszechświatowego języka opanowała najszlachetniejsze umysły.

Wśród licznych propozycji za najciekawszą uznano koncepcję Zamenhofa i już w roku 1905 mógł się odbyć pierwszy Światowy Kongres Esperantystów. Historii nie omawiam. Odnotuję tylko, że Tivadar Schwartz – publikując esperanckie książki – wniósł wartościowy wkład w rozwój i popularyzację tego języka, a sam przez to powoli zatracał poczucie narodowe żydowskie i węgierskie. W takim środowisku wychował się młody George Soros.

Pandemia antyjęzyka

Każdy język naturalny jest najwyższym wytworem kultury w społeczności, która ten język przez wieki i tysiąclecia tworzyła. W języku zawarte są skarby cenne dla danego narodu, choć ludzie na ogół nie zdają sobie z tego sprawy. Dopiero jakaś gwałtowna ingerencja, jakiś atak zewnętrzny każe nam zauważać i bronić własnych wartości. Tak było np. w komunie, gdy zakazano rzeczowników ‘pan’, ‘pani’. Należało wtedy do obcych zwracać się per ‘obywatelu/elko’ a do swoich… ‘towarzyszu/yszko’. Przetrwaliśmy tę napaść językową ze Wschodu i już o niej zapominamy.

Przeżywamy za to pandemię ataków językowych z Zachodu, być może uzasadnionych w innych cywilizacjach. Ci, którzy mają na sumieniu zbrodnie kolonializmu, handlu ludźmi, niewolnictwa, holokaustu, pozbawiania kobiet praw wyborczych, przymusowej pracy dzieci, więzienia homoseksualistów, eksperymentów na ludziach itd., powinni jakoś czyścić swój język z dowodów hańby.

Kserowanie tych koncepcji w Polsce jest nie tylko śmieszne i nie tylko groźne. Jest niewykonalne, bo sprzeczne z kulturą narodu. Jest tworzeniem antyjęzyka. Musimy to przeczekać, broniąc się przed co głupszymi idiotyzmami, bo za kilka lat, gdy zmieni się koncepcja ideologicznych agresorów, również prymitywni kserokopiści obcych idei będą walczyć o co innego, a język polski szybko zapomni o kolejnej edycji ‘towarzyszy’ w postaci np. ‘rodzica A, B, C… ITD.’.

Język bez moralności

W językach sztucznych ideologiczne walki się nie odbywają, co najlepiej widzą programiści komputerowi. Ja zaczynałem od Algolu i Fortranu, później poznawałem kolejne języki i ich modyfikacje. Stale poszerzały się swoiste słowniki, zmieniały się składnie, a komputery coraz szybciej dawały sobie z tym radę. Języki maszynowe odzwierciedlają aktualny stan techniki. I tylko techniki. Znamy historię każdego języka sztucznego, ale to jest historia zewnętrzna. W samym języku nie ma śladów żadnej historii i żadnej moralności. Te języki nie wiedzą, co jest dobre, a co złe.

W pewnym sensie podobnie jest z esperanto. Można dziecko odizolować od społeczeństwa i nauczyć je tylko esperanckich wyrazów, można nauczyć rozumienia i wypowiadania zdań, ale nie można przenieść – zakodowanej w arcydziełach literatury i w całym dorobku kulturowym, choćby w legendach, baśniach czy dziecięcych zabawach – moralności danego narodu. Można więc wychować realizatora programu, można nawet wychować programistę, ale nie można wlać w ten twór pełni człowieczeństwa. A gdy już dziecko pozna inne języki, będzie za późno na przekazanie wielu wzorców, choćby empatii.

Dziecko chłonie różne rzeczy w różnym wieku. Pozbawione części kultury w młodszym dzieciństwie – już nigdy się na to nie otworzy i nie zrozumie swoich pobratymców. Nawet jeżeli będzie głosiło hasła braterstwa i otwartego społeczeństwa. To będą tylko czcze, pozbawione empatii hasła.

Próbowano odizolować esperanckie dzieci, trzymać je w grupie i badać, jak one rozwijają swój jedyny znany język. Były to zbrodnicze eksperymenty, bo ten język – owszem: piękny i komunikatywny – nie ma w sobie tradycji, kultury ani moralności. Ma w sobie wyłącznie… praworządność. Dopuszczalne są tylko zmiany przewidziane przez reguły języka. Szybko się okazało, że naturalne dziecięce modyfikacje językowe poszły w kierunku nieprzewidzianym, że dzieci pogwałciły wszelkie reguły i były dla siebie okrutne. To każe spodziewać się otwartych bezdroży, na które wejdą niebawem pozazwierzęce osobniki z macicami i bez macic, jeżeli będą wychowywane eksperymentalnie: poza historią i bez tradycji. Bo nie ukształtują się w nich żadne zasady moralne. Tylko przemoc pozostanie dla nich podstawą praworządności.

Sposób istnienia prawdy

Neosofiści opanowali branżę szkoleniową. Trenują korpoludków w oszukiwaniu klientów, trenują polityków i polityczki w oszukiwaniu wyborców, trenują dziennikarzy w oszukiwaniu kogo się da, a jak się nie da – też trenują, bo z tego żyją, gdy kończą się granty. Przekonują, że prawdy nie ma, że prawdy absolutnej nie ma.

To prowadzi nas do pytania o najwyższej doniosłości filozoficznej: skoro wiesz, że czegoś nie ma, to musisz wiedzieć, czym jest to, czego nie ma! Powiedz, co rozumiesz pod pojęciem ‘prawda absolutna’, skoro głosisz, że jej nie ma!

Najprostszy przykład: gdy odpowiadamy pytającym dzieciom, że niestety „krasnoludków nie ma na świecie”, to mówimy, że w rzeczywistości fizycznej nie istnieją – znane z bajek – małe ludziki w czerwonych kubraczkach z siwymi brodami. Ale nie możemy ogólnie twierdzić, że nie ma ZZZZ, bo nie wiemy, czym ZZZZ jest, czyli nie wiemy, czego nie ma i nie wiemy, gdzie nie ma tego, czego nie ma i jak nie ma tego, czego nie ma.

Nie drążąc już tego tematu (będącego przedmiotem moich książek1,2), zapytam z innej perspektywy:

Do czego potrzebna jest prawda? I od razu odpowiadam: prawda potrzebna jest do podejmowania decyzji. Jeżeli mam zamiar skoczyć do głębokiego basenu, to mogę to sensownie zrobić tylko wtedy, gdy zdobyłem prawdziwą informację, że w basenie jest woda.

Nie potrzebuję absolutnie dokładnej informacji o tym, ile litrów wody jest w basenie, nie muszę też wiedzieć, ile jest wody w wodzie.

Zadowalam się tym poziomem prawdziwości, który zapewnia mi bezpieczeństwo. Bo jak tam nie będzie wody wcale, to się zabiję lub połamię na betonowym dnie. Tę informację mogę zdobyć sam, sprawdzając najpierw, co tam mamy w basenie, ale w większości codziennych zdarzeń polegam na informacji zdobytej w inny sposób. Niemal cała nasza wiedza pochodzi ze źródeł pośrednich. Coraz więcej wiemy, ale coraz mniejszą część tej wiedzy możemy potwierdzić osobiście.

Międzymordzie

Jeżeli informacja mówi o stanie rzeczy tak, że rozumiem ów stan zgodnie z faktem – wtedy informacja (np. o wodzie w basenie) jest prawdziwa. Jeżeli niezgodnie – informacja jest fałszywa. Jako inżynier informatyk uzupełniłem definicje Platona, Arystotelesa i św. Tomasza pojęciem informacji odebranej, przyjętej i zrozumianej. To na wzór komunikacji między komputerami. Nie wystarczy, by nadawca poprawnie komunikat sformułował. Ktoś (coś) musi ten komunikat odebrać w sposób dla siebie zrozumiały. Zawsze też między nadawcą a odbiorcą funkcjonuje jakiś interfejs, czyli międzymordzie, które w świecie ludzkim nie zawsze działa sympatycznie.

Prawda istnieje, ale nie – jak krzesło czy burak – materialnie, lecz w przestrzeni informacyjnej. Dzięki temu możemy podzielić wszystkie istotne dla naszych decyzji informacje na takie, które pozwolą podjąć decyzję poprawnie uzasadnioną i takie, na podstawie których nasza decyzja może mieć co najwyżej wartość przypadkową.

Dopowiadam, że prawda i fałsz to atrybuty: aletyczne informacje o informacjach (‘aletyczny’ – mający związek z prawdą, z gr. ‘aletheja’).

Teraz już widzimy, dlaczego aletyczni negacjoniści rzucili się na prawdę, dlaczego wciskają swoje międzymordzie między wódkę a zakąskę i twierdzą, że wody nie ma w krasnoludkach. Neosofistom chodzi o to, żebyśmy ogłupieli i w różnych sprawach podejmowali decyzje nieoptymalne, a co najmniej – niestabilne. To mają być decyzje, które w tej czy innej sprawie mogą nawet być dla nas początkowo miłe i użyteczne, ale w ostatecznym rachunku mają realizować interesy cudze. Jeżeli w decyzjach nie polegamy na prawdziwych informacjach, lecz na rzucie monetą – liczmy się z kosztami. Poważnymi. Bo po kłamstwie przyjdą żądania. I będzie za późno, by się przed nimi obronić, wszak decyzję przeciw własnym interesom już sami dobrowolnie podjęliśmy.

Informacja dla decyzji

Wiedza naukowa, podobnie jak język, nie jest wytworem indywidualnym. Przez tysiąclecia tę wiedzę tworzyli wielcy uczeni, dziś często zastępowani przez wielkie zespoły ludzi lub komputerów, bo odpowiednio zaprogramowane komputery – na podstawie dużych zbiorów informacji prawdziwych – już same wytwarzają nowe składniki prawdziwej wiedzy.

Ta wiedza może dobrze służyć ludzkości, np. w walce z chorobami. Może też służyć źle, np. do inwigilacji naszych zachowań handlowych czy internetowych. Niebezpieczeństwo narasta, gdy o naszych działaniach KTOŚ wie więcej i prawdziwiej niż my sami.

Wszak nikt z nas nie pamięta, co najczęściej kupuje np. w piątki i jakiego rodzaju filmy ogląda na początku każdego miesiąca. To są dla nas informacje nieważne, ale dla kogoś, kto nas śledzi – ważne, bo wraz z innymi prawdziwymi o nas informacjami kreują pewien nasz obraz z wyraźnym określeniem punktów słabych, nadających się do zaatakowania.

KTOŚ zbiera o nas i kumuluje w chmurze informacje: prawdziwe! To działa jak bezpieka w komunie, jak wywiad na wojnie. Bo też na naszych oczach toczy się wojna nowej generacji: wojna światowych oligarchów przeciwko całej ludzkości. Na razie zbierane są informacje prawdziwe. Ale za informacjami zawsze idą decyzje! Pół biedy, gdyby jeszcze te informacje o nas zbierał nasz własny rząd. Jakieś tam nadużycia są nieuniknione, ale świadomość, że demokratyczne rządy są często zmieniane, chroni zbieraczy informacji przed poważniejszymi przestępstwami.

Ale to nie rządy rządzą chmurą. I tam nie ma demokratycznej rotacji. Jest piorunobicie! Jest oligarchiczna kontynuacja dostępu i kumulacja wiedzy prawdziwej o naszych siłach i słabościach (z zastrzeżeniem terminologicznym: ‘oligarchia’ – to nazwa pewnej grupy, wyodrębnionej ze społeczeństwa w starożytności. Dzisiejsza neooligarchia wymagałaby nowej nazwy, wydobywającej istotę nowej władzy).

Neosofiści są aletycznymi atletami, walczącymi o władzę dla neooligarchów. Solidne badanie i poprawne nazwanie tego procesu wymaga nowych metod i nowej terminologii. Jest prowadzone w innym miejscu.

Pole walki

Spójrzmy teraz na pole walki. Z jednej strony mamy gawiedź, która nic nie wie o przeciwniku i w swoim gronie snuje różne na ten temat opowieści. Z drugiej strony stoi karne wojsko, które wie wszystko, co potrzebne, o każdym składniku wspomnianej gawiedzi.

Gdy przyjdzie do konfrontacji… kto zwycięży? Oczywiście – nie wiemy nic o poszczególnych rozstrzygnięciach, ale w dużej masie zdarzeń na pewno zwycięży statystyka.

Należące do niewidzialnej sieci NGO-sy są zakładane i początkowo opłacane przez różne fundacje Sorosa, a następnie powoli wyrabiają sobie pozycję głównych beneficjentów programów rządowych i samorządowych. Gdy technologia pozyskiwania pieniędzy publicznych na cele ideologiczne zostanie w jakimś kraju czy mieście opanowana – np. poprzez obsadzenie swoimi ludźmi ośrodków formułowania programów i kanałów dystrybucji grantów – wielki „filantrop” otwiera swoje ideowe ekspozytury w kolejnym miejscu.

91-letni George Soros już powoli odchodzi z tego świata i nie zdąży podjąć żadnej decyzji o globalnym znaczeniu. Ale pozostaną po nim organizacje pozarządowe i programy z przymiotnikiem ‘otwarty’ w nazwie lub w metodzie, np. ‘open society’, ‘otwarty dialog’, ‘otwarty komunikat’, ‘katolicyzm otwarty’ itd. Celem całej sieci jest totalna indoktrynacja przy wykorzystaniu terroru psychologicznego i fizycznego, za pomocą kolejno zdobywanych przyczółków władzy medialnej, poprzez zdominowanie sądów, uniwersytetów, przekazu internetowego itd. Ogólnie chodzi o to, żeby „mądra” mniejszość żyła z pracy „głupiej” większości.

Neosofiści mają więc pilnować, by w ustrojach demokratycznych głupsi zawsze głosowali na mądrzejszych. I żeby głupsi zawsze byli głupsi. Takie przesłanie pozostawi po sobie wielki – za przeproszeniem – „filantrop”.

1 Jarczewski A., Prawda po epoce post-truth, Wydawnictwo Naukowe Śląsk, 2017.

2 Jarczewski A., The Verbal Philosophy of Real Time, Cambrigde Scholars Publishing, 2020.

Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Neosofiści” znajduje się na s. 4 majowego „Kuriera WNET” nr 83/2021.

 
Powinniśmy zgłosić zastrzeżenia PDF Drukuj Email
sobota, 15 maja 2021 16:30

Prof. Gontarski -  Powinniśmy zgłosić zastrzeżenia, że nie godzimy się na nakładanie podatków przez UE:

 https://www.youtube.com/watch?v=8BSAex2CZlw

 
<< Początek < Poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 Następna > Ostatnie >>

Strona 5 z 177