Mają "z górki"? Drukuj
Ocena użytkowników: / 0
SłabyŚwietny 
poniedziałek, 07 lutego 2011 12:48

Platforma jak AWS?

Igor Janke 06-02-2011,


Igor Janke
Jeszcze nigdy dotąd nikt w Platformie nie ważył się tak jawnie wystąpić przeciwko przewodniczącemu partii. Spór między Grzegorzem Schetyną a Donaldem Tuskiem jest poważną walką o wpływy w partii – pisze publicysta "Rzeczpospolitej"

autor: Ryszard Waniek
źródło: Fotorzepa
Igor Janke
 Donald Tusk sprawia wrażenie, jakby był politykiem coraz bardziej osamotnionym. Wydaje się zmęczony trzyletnimi rządami – zauważa Igor Janke  (na zdjęciu premier z Grzegorzem Schetyną w Sejmie, 17 grudnia 2010 r.)
autor: Jerzy Dudek
źródło: Fotorzepa
Donald Tusk sprawia wrażenie, jakby był politykiem coraz bardziej osamotnionym. Wydaje się zmęczony trzyletnimi rządami – zauważa Igor Janke (na zdjęciu premier z Grzegorzem Schetyną w Sejmie, 17 grudnia 2010 r.)

Mam deja vu. Przypomina mi się AWS – powiedział mi niedawno jeden z czołowych polityków Platformy Obywatelskiej na temat tego, co się dzieje z jego partią. Ugrupowanie Donalda Tuska jest dziś w najtrudniejszym momencie od trzech lat, a być może od początku istnienia. Wojny wewnętrzne, kłopoty zewnętrzne, pierwsze oznaki rozmijania się z emocjami wyborców i pierwsze tak poważne spadki poparcia w kilku różnych sondażach.

Różnica między PO a PiS maleje, a biorąc jeszcze pod uwagę tradycyjnie lekkie przeszacowanie Platformy, a niedoszacowanie Prawa i Sprawiedliwości, być może w ogóle jest ona bardzo niewielka.

 

Mało szampańskie nastroje

 

 

 

Jeszcze nigdy dotąd w Platformie nikt nie ważył się tak jawnie wystąpić przeciwko przewodniczącemu partii. Obecny spór między marszałkiem Sejmu Grzegorzem Schetyną a Donaldem Tuskiem nie jest sporem o jedną tylko sprawę, ale poważną walką o wpływy w partii. Walką tym poważniejszą, że zbliża się batalia o miejscach na listach wyborczych, a ich kształt w dużej mierze będzie decydował o przyszłym układzie sił w Platformie.

Obozów w PO już tworzy się dużo. Przynależność do nich nie bierze się z wyborów światopoglądowych i ideowych, ale wynika z interesów. Dobrą ilustracją tego zjawiska jest walka między dwoma krakowskimi konserwatystami Jarosławem Gowinem i Ireneuszem Grasiem. Schetyna buduje swój obóz, a Cezary Grabarczyk swoją spółdzielnię, powstają mniejsze i większe doraźne koalicje. Pojawiające się plotki o tym, że grupa posłów mogłaby przejść do PJN, też są znaczącym sygnałem. Skoro są politycy, którzy zastanawiają się, czy nie opuścić potężnego statku dla szalupy – o której nie wiadomo nawet, czy dopłynie do brzegu – to znak, że na tym statku nastroje nie mogą być szampańskie.

Ale to tylko jeden z problemów Platformy. Inny to media. Jeszcze nigdy dotąd PO i rząd nie były tak krytykowane przez dziennikarzy zwykle bardzo im życzliwych. W ciągu ostatnich miesięcy ten krytycyzm wprawdzie stopniowo narastał, ale tak silny jak dziś nie był nigdy. Chyba już tylko w "Polityce" nie pojawiają się teksty sceptyczne wobec Donalda Tuska i jego ekipy. Natomiast w zazwyczaj Platformie życzliwej "Gazecie Wyborczej" czy w programach TVN 24 pomysły PO, brak działań reformatorskich rządu, bałagan w wielu dziedzinach są już regularnie punktowane. Gdyby nie silna wciąż histeryczna niechęć dużej części dziennikarzy do PiS, Platforma zapewne już teraz stałaby się chłopcem do bicia.

 

Nalot dywanowy ekonomistów

 

Właściwie trudno precyzyjnie określić, kiedy Platformie powinęła się noga. Przez kryzys gospodarczy rządowi Tuska udało się przejść niemal suchą stopą. I gdy wydawało się, że najgorsze jest już za nim, zdarzyły się wpadki, które nie spotkały się – tak jak do tej pory – z obojętnością opinii publicznej.

Zaczęło się od kryzysu w PKP. Ludzie usłyszeli o nim nie tylko w telewizji i radiu. Kuriozalnego bałaganu na własnej skórze doświadczyły setki tysięcy pasażerów. Każdy z nich opowiedział o tym co najmniej kilku osobom. Nie wydaje się, by reakcja premiera tradycyjnie już rozgniewanego na urzędników tym razem była dla wyborców satysfakcjonująca. Poleciały głowy, ale nikt nie usłyszał racjonalnego wytłumaczenia tej sytuacji i propozycji rozwiązania problemu na przyszłość. Nie mam też wrażenia, by dymisje kierownictwa PKP, podyktowane bardziej piarem niż rzetelną oceną ich pracy, zrobiły dobre wrażenie.

Po kryzysie na PKP przyszła kolej na zmiany w OFE i emeryturach. Zapewne gdyby takiego manewru dokonywał np. rząd SLD – PSL dla wyborców byłoby to wiarygodne i jakoś zrozumiałe. Ale poważne zmiany w dotychczasowym systemie zapowiedział nagle jego gorący entuzjasta! I co ważne – spotkało się to z bardzo ostrą reakcją nie tylko tradycyjnych krytyków rządu, ale także ze strony mediów bliskich rządowi.

Potężny atak przyszedł ze strony znanych ekonomistów coraz bardziej przesuwających się w stronę opozycji. Dla tradycyjnych wyborców partii Tuska sytuacja, w której gospodarcze plany rządu spotykają się z niemalże nalotem dywanowym liberalnych ekonomistów, zdaje się wyjątkowo trudna do zrozumienia. Zwłaszcza gdy słyszą, jak Leszek Balcerowicz wytacza niezwykle emocjonalną kampanię przeciwko rządowi i niemal nie znika z ekranów telewizorów, jawnie atakując popularnego premiera. Ramię w ramię idzie z nim Krzysztof Rybiński, który z jajogłowego eksperta przemienił się w telewizyjnego celebrytę mówiącego w prosty i atrakcyjny sposób o trudnych sprawach. A ataki Balcerowicza i Rybińskiego znacznie trudniej odpierać niż dobrze znaną krytykę Jarosława Kaczyńskiego. Co więcej, trudno znaleźć ekonomistów, którzy dziś wspieraliby rząd.

Czy można się więc dziwić, że z planami nie chciała mieć nic wspólnego nawet część polityków Platformy. Ale zupełnie niespodziewanie i wbrew ustaleniom, od pomysłu zdystansował się nawet prezydent Bronisław Komorowski. Trudno przejść nad tym do porządku dziennego, bo propagandowy wydźwięk wydarzenia może mieć poważne konsekwencje polityczne, gdy przyjdzie czas podejmowania ostatecznych decyzji.

 

Cios Anodiny

 

Najcięższy cios zadała jednak Donaldowi Tuskowi Tatiana Anodina. Jej perfekcyjnie przygotowane wystąpienie wywołało emocje porównywalne niemal z tymi, jakie targały Polakami po katastrofie smoleńskiej. Polacy en masse poczuli się obrażeni sposobem prezentacji raportu na temat przyczyn wypadku. Taki efekt miał być osiągnięty. I tu stała się rzecz zaskakująca.

Donald Tusk, który zwykle znakomicie odczytywał nastroje społeczne, całkowicie się z nimi rozminął. Po prezentacji raportu MAK rzecznik rządu najpierw twierdził, że nie ma powodu, by premier przerywał urlop. Potem zmienił zdanie. I oszczędny niegdyś szef rządu latał specjalnie wyczarterowanym samolotem z włoskich gór do Warszawy i z powrotem. Nie po to, by ostro odpowiedzieć Anodinie i pogłaskać urażoną dumę Polaków, ale by zaatakować opozycję. Nie zostało to dobrze odebrane.

Nie podejrzewam też, by Platformie i rządowi przysłużyła się obrona ministra Bogdana Klicha. A kiedy będzie już gotowy raport ministra Jerzego Millera, zapewne czeka nas dyskusja o odpowiedzialności konkretnych osób i instytucji po polskiej stronie. Można się spodziewać, że i wtedy na ekipę Tuska spadną ciężkie ciosy.

 

Szczęście Tuska

 

Na ten splot niekorzystnych zdarzeń nakłada się wyraźny kryzys rządowego centrum. Donald Tusk sprawia wrażenie, jakby był politykiem coraz bardziej osamotnionym. Wydaje się zmęczony trzyletnimi rządami. Coraz rzadziej tryska pomysłami. W Platformie wciąż jeszcze cieszy się respektem i budzi strach, ale czy sympatię?

Niewątpliwie kończy się dobra passa Platformy Obywatelskiej. Trudno sobie wyobrazić, by ta zła tendencja gwałtownie się odwróciła, choć oczywiście gwałtownego spadku notowań Platformy oczekiwać nie należy. Ale parasol ochronny nad PO powoli się zamyka.

Donalda Tuska czeka teraz mozolna praca nad utrzymaniem pozycji lidera peletonu politycznego. W kampanii wyborczej trudno mu będzie się chwalić konkretnymi dokonaniami rządu, bo tych jest niewiele. Jeśli opozycja skutecznie będzie przypominać wyborcze obietnice PO i szumne zapowiedzi z początku jej rządów, Platformie i jej liderowi nie będzie łatwo. Gdyby nie słabość opozycji, przegrana rządzącej dziś partii byłaby więcej niż prawdopodobna.

Na szczęście dla Tuska Prawo i Sprawiedliwość nie umie – jak na razie – wykorzystać swojej szansy. Błędy partii Jarosława Kaczyńskiego, agresywna retoryka prezesa, przy ciągle niechętnych mediach, pewnie znowu pozwolą Donaldowi Tuskowi grać na strunie "strachu przed PiS". Polska Jest Najważniejsza ciągle raczkuje i wcale nie wiadomo, czy znajdzie sposób na przebicie się do świadomości wyborców.

 

Duch czasu

 

Platforma wciąż jest więc najpoważniejszym kandydatem na zwycięzcę jesiennych wyborów parlamentarnych, choć jej wygrana nie będzie już tak oczywista. Scenariusz AWS-owskiego rozpadu zapewne jeszcze się nie spełni. Liderzy Platformy są zbyt doświadczeni, by pozwolić sobie na rozłam. Donald Tusk i Grzegorz Schetyna zapewne jakoś dojdą do porozumienia, może podzielą strefy wpływów i razem przebrną przez kampanię wyborczą.

Ale trudno dziś uwierzyć, że późną jesienią 2011 r. Donald Tusk utworzy samodzielny rząd. A jeszcze niedawno wydawało się to całkiem realne. Nawet PSL może nie wystarczyć, by zebrać 231 szabel w Sejmie. Czy PO zwróci się więc o pomoc do SLD? To najbardziej dziś prawdopodobna perspektywa. Notowania SLD na partyjnej giełdzie wciąż rosną.

Gdyby tak się stało, na polskiej scenie politycznej mogłoby dojść do poważnego przegrupowania politycznego. Bo przy rządzie tworzonym przez PO – SLD rozłam w Platformie byłby prawdopodobny. To z kolei mogłoby zaowocować zmianami po prawej stronie sceny politycznej.

Pewien zachodni strateg marketingowy i polityczny mówił mi niedawno: "Poza wszystkimi możliwymi do opisania mechanizmami, polityką rządzi coś, co trudno jakkolwiek opisać: Zeitgeist, duch czasu. Zdarza się, że niespodziewanie wszystko po kolei zaczyna się sypać, sympatia ludu odwraca się w drugą stronę i kończy się czyjś czas. I u was w Polsce może skończyć się nagle czas Donalda Tuska".

Czy to naprawdę ten moment? Chyba jeszcze nie.

źródło: Rzeczpospolita rp.pl