Polacy, Europa i polactwo - Rafał Ziemkiewicz Drukuj
Ocena użytkowników: / 0
SłabyŚwietny 
wtorek, 11 października 2011 10:20

 „Polactwo”, ludzie pozbawieni świadomości istnienia dobra wspólnego, nadrzędnego, rozumujący tylko w kategoriach sukcesu osobistego. Czyli typowa w gruncie rzeczy mentalność niewolnicza, pańszczyźniana, i ona cechuje teraz – można to oszacować na podstawie różnych zachowań – około połowy mieszkańców Polski. No i mamy...

http://vod.gazetapolska.pl/560-rozmowa-niezalezna-terlikowski-ziemkiewicz

 

 

 

Z Rafałem A. Ziemkiewiczem rozmawia Rafał Geremek

 

Rafał Ziemkiewicz - Polacy, Europa i polactwo

Podział jest między tymi, którzy uważają, że Polska może „wybić się” na samodzielność, na swoją, odmienną drogę i podmiotową pozycję w Europie, a tymi, którzy uznali, że Polska, jak każde inne zresztą państwo narodowe, jest dziś przeżytkiem, anachronizmem, że tworzy się nowy naród europejski, do którego się nie załapać byłoby niewybaczalnym frajerstwem.

 

Rafał Geremek: Jarosław Marek Rymkiewicz w wywiadzie dla „Uważam Rze” postawił tezę, że w Polsce istnieją dwa narody: naród kolaborantów i ten prawdziwy, patriotyczny. Z grubsza przyjąłbyś ten pogląd jako swój?

Rafał A. Ziemkiewicz: – Ja to widzę inaczej. Jest spora grupa Polaków słabo albo w ogóle identyfikująca się z polską tradycją i państwowością, nie uważająca ich za istotne wartości. Ale nazywać ich narodem? Nie, sama niechęć do własnego narodu i marzenie o wyzwoleniu się z niego, staniu się kimś innym, to jeszcze za mało na jakiś antynaród.

Ta grupa to jest głównie, jak sobie to pozwoliłem nazwać, „Polactwo”, ludzie pozbawieni świadomości istnienia dobra wspólnego, nadrzędnego, rozumujący tylko w kategoriach sukcesu osobistego. Czyli typowa w gruncie rzeczy mentalność niewolnicza, pańszczyźniana, i ona cechuje teraz – można to oszacować na podstawie różnych zachowań – około połowy mieszkańców Polski. No i mamy dwie elity, które przeciągają między sobą to Polactwo, pragną mu nadać utracone poczucie wspólnoty, każda na inny sposób. Pierwsza z tych elit chce przywrócić Polactwu świadomość narodową wedle wzorca romantycznego, a druga je scudzoziemszczyć, uznając ten wzorzec za niemożliwy do pogodzenia z modernizacją. Kiedy Polactwo ma pełny brzuch i poczucie bezpieczeństwa, machinalnie ciągnie ku tym drugim; kiedy coś mu doskwiera, równie machinalnie szuka tożsamości, którą oferują ci pierwsi. Kiedyś nazwałem te dwie siły, rozrywające nas od kilku stuleci, Konfederacją i Familią. Dariusz Gawin proponował gdzieś określenie „Sarmaci” i „Oświeceni”. Domyślam się, że mówiąc o „narodzie kolaborantów”, Rymkiewicz ma na myśli mniej więcej to, co nazwałem Familią.

Ty najgłośniej oprotestowałeś „teorię zamrażarki”, czyli pogląd, wedle którego naród polski miał rzekomo ciągle cierpieć na fobie nacjonalizmu i antysemityzmu, jakie żywił przed wojną, zaś PRL był jedynie czymś w rodzaju okresu hibernacyjnego. Po odzyskaniu wolności te fobie miały się uwolnić na nowo i zadaniem „oświeconej elity” miałaby być rehabilitacja ducha narodowego.

– Teza o „zamrażarce” była powszechna po 1989 roku i wyznawały ją różne środowiska, nie tylko te związane z „Gazetą Wyborczą”. W książce Teresy Torańskiej My Jarosław Kaczyński relacjonuje swoją rozmowę z Antonim Macierewiczem, który miał mu tłumaczyć, że w Polsce nie ma sensu budować chadecji w typie zachodnim, potrzebna jest partia taka jak Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, bo „to społeczeństwo przez pięćdziesiąt lat żyło jakby w uśpieniu i wciąż jest jak z Sienkiewicza”.
Najlepszym dowodem, jak powszechnie wierzono w „zamrażarkę”, była ta cała wojna o historyczne szyldy partii − obfitość żrących się między sobą PPS-ów, PSL-i i Stronnictw Narodowych, podczas gdy okazało się, że te szyldy psa z kulawą nogą już nie przyciągają, nikomu nic nie mówią. Dla ludzi zglajchszaltowanych przez realny socjalizm istniały tylko dwa „brendy” − PZPR i „Solidarność”. PRL i anty-PRL. Rzeczywiście środowisko „Gazety Wyborczej” z wiary w „zamrażarkę” wywiodło przekonanie, że jeśli tylko Polakom pozwolić, to zaraz wyjdą na ulice ONR-owcy i zrobią tu faszyzm. To swoją drogą dobry przyczynek do badań nad zbiorowymi paranojami, jak to środowisko potrafiło zmitologizować organizację nawet w czasach swej największej świetności marginalną, liczącą jedynie kilka tysięcy członków i szybko zdelegalizowaną…

Ale wcześniej zapisała się ona kilkoma spektakularnymiakcjami…

– Radykałowie zawsze rzucają się w oczy, ale naprawdę nie sposóbudowodnić tezy, że w Polsce antysemityzm był jakoś bardziej znaczący odówczesnej europejskiej średniej, a tym bardziej, jakoby był on nieodłącznymskładnikiem polskiej tożsamości. To tylko obsesje „komandosów”, wynikającez ich pokręconych życiorysów i z traumy podniesionej do trzeciej potęgikulturowej obcości, jak z tej piosenki Kaczmarskiego: „czy ja komunista, czyPolak, czy Żyd?” − a w sumie ani to, ani to, ani tamto. Nigdy jeszcze problemz własną tożsamością tak nielicznych nie zaciążył tak fatalnie w skutkach nalosach całej zbiorowości, że tak pojadę trochę Churchillem.

Nie wchodząc w to głębiej: i lewica, i prawica zakładała, że po upadku PRLautomatycznie wrócimy do sytuacji społecznej z 1939 roku. A tymczasem −nic właśnie. Okazało się, że upływ krwi, terror, migracje, awans społecznyi indoktrynacja PRL-u przeorały Polaków do trzewi i wynicowały na amen.Zerwała się ciągłość tradycji − przecież w wielu domach nie rozmawiałosię o rodzinnych korzeniach, wielu Polaków nie zna imion swych dziadków,nic o nich nie wie, nie było nigdy na ich grobach, nie ma po nich żadnychpamiątek. Nie udało się wychować „człowieka socjalistycznego”, jakiegopostulowano, ale poddany temu eksperymentowi materiał uległ jednakzasadniczym odkształceniom.

Twoim zdaniem przez owe 45 lat narodził się jednak „nowyczłowiek”, który z polskością ma związek wyłącznie symboliczny.Jego główna cechą charakterologiczną jest cwaniactwo.

– Tak, bo cwaniactwo jest główną cnotą niewolnika i jego zasadniczącechą, rekompensującą zatratę instynktu wspólnoty. Tatiana Zasławska takwłaśnie opisała człowieka wychowanego przez Sowiety: „cwany niewolnik”.Z jednej strony: nie dać się panu, dziedzicowi, mówiąc językiem realiówpolskiego folwarku, z drugiej: jak się da, to dziedzica okpić, odkraść swoje,wywinąć się od powinności. A co obchodzi pańszczyźnianego los folwarku,czy on będzie prosperował, czy zbankrutuje? Nic, to sprawa dziedzica.

Dalszy ciąg wywiadu znajdziesz we Frondzie 60