Nie zapominajmy o bohaterach - w obronie niepodległości i tożsamości Drukuj
Ocena użytkowników: / 0
SłabyŚwietny 
czwartek, 04 sierpnia 2011 10:20

POMORZE. Historycy a także ostatnio politycy są podzielni co do tego, czy Powstanie Warszawskie powinno wybuchnąć i czy danina polskiej krwi nie była zbyt duża. Kontrowersyjna wypowiedź polityka Platformy - min. R. Sikorskiego wywołała burzę i osty sprzeciw. - Bez powstania nie byłoby w naszym kraju tak silnego oporu przeciwko władzy komunistycznej - twierdzi poseł K. Smoliński (PiS).

 

Kazimierz Smoliński, poseł na Sejm RP

W rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego trzeba pamiętać o bohaterstwie jego uczestników i o tym, że miało one pozytywne następstwa w okresie PRL. Niezależnie od tego czy padłby rozkaz do tej walki i tak by do niej doszło. Społeczność warszawska była zmęczona 5 latami okupacji; młodzież, którą wówczas byli dzisiejsi kombatanci powstania – rwała się do walki. Wiadomo było, że Sowieci za chwilę wejdą do Warszawy, bo realizowano plan „Burza” dowództwa AK. Trzeba było zaznaczyć swoją obecność, pokazać że Polska i państwo podziemne istnieje i trwa ciągła walka z okupantem. Powstanie to też dowód, że polskie państwowe i jego struktury podziemne funkcjonowały. Porażka powstania jest wynikiem decyzji Stalina o nie wchodzeniu do Warszawy. Była ona na rękę Niemcom, którzy nie musieli martwić się o walkę z Armią Czerwoną podczas prowadzonej na zapleczu partyzantki. Miała ona na celu wykrwawienie polskiej młodzieży, w tym cywilów. Zginęło 10 tys. żołnierzy, 7 tys. zaginęło i było kilka tys. rannych. Zabitych zostało ponad 180 tys. cywilów. To ogromne straty. Jednak ta ofiara nie poszła na marne. Stalin wiedział, że w Polsce opór przed władzą komunistyczną będzie duży i utrzymanie komunizmu nie będzie tak proste jak w innych krajach. Ostatni polski partyzant został schwytany w 1961 r. Można zatem powiedzieć, że do 1961 r. trwała wojna domowa w większym bądź mniejszym stopniu.
To, że walki trwały tak długo, nawet po śmierci Stalina w 1953 r., jest efektem powstańczego zrywu. Tym różni się II RP od III RP, że w 20-leciu każdy powstaniec i żołnierz walki niepodległościowej został odznaczony oraz przyznana mu była renta, zasiłek, a niekiedy  nawet majątek. Bez powstania nie byłoby w naszym kraju tak silnego oporu przeciwko władzy komunistycznej

Henryk Handke, 85 lat, tczewianin, uczestnik Powstania Warszawskiego, pseud. „Orzeł 2”

W czasie wojny znalazłem się w Warszawie na skutek masowych przesiedleń ludności Pomorza, wcześniej mieszkałem w Tczewie. Gdy wybuchło Powstanie Warszawskie przydzielono mnie do zgrupowania „Sarna”, któremu dowodził por. Zbigniew Krygiel. Walczyłem całe 63 dni. Prowadziliśmy walki w Śródmieściu; naszym głównym zadaniem była ochrona Mostu Poniatowskiego, a konkretnie przejścia, które wytyczały al. Jerozolimskie i ulice: Krucza, Marszałkowska i Mokotowska. Bardziej doświadczeni powstańcy z mojej grupy (wojskowi) mieli pistolety. Z rzadka ktoś miał karabin ręczny (jeśli udało się go zdobyć). Towarzysze broni mieli po 16, 17 lat. Sam miałem 18. Po walkach dostałem się do niewoli w Ożarowa, wcześniej zdaliśmy broń. Po kilku dniach trafiłem do Łambinowic, jednego z największych obozów jenieckich, w których więziono powstańców. Następnie z grupą ok. 500 żołnierzy AK zostałem przewieziony do Moorburga k. Hamburga do niemieckiej Komendy Pracy Jeńców Wojennych. Dopiero 30 kwietnia 1945 r. III Armia Amerykańska, która weszła od strony obozu w Dachau, uwolniła nas. Nastąpiło to po wcześniejszych nasilonych w dzień i w nocy bombardowaniach. Po nich Niemcy już się nie bronili. Po naszym uwolnieniu wkrótce pojawili się polscy dowódcy: gen. Stanisław Maczek i  gen. Władysław Anders. Nie miałem żadnej informacji od rodziny, która mieszkała na Bielanach w Warszawie, zgłosiłem się zatem do polskiego korpusu we Włoszech. Spod Neapolu dostaliśmy się do obozu przejściowego w W. Brytanii. Kto chciał mógł wrócić do Polski. Zdecydowałem się na ten krok w 1947 r. - przypłynąłem statkiem do Nowego Portu w Gdańsku.

 

Autor:   (matis)
Źródło:  Gazeta Tczewska