Tusk postępiciel surowy i gromowładny będzie debatował z ludem postępackim Drukuj
Ocena użytkowników: / 0
SłabyŚwietny 
niedziela, 05 lutego 2012 07:47

Piotr Zaremba: władza przyłącza się do swoich własnych przeciwników. Premier będzie brylował na konsultacjach

opublikowano: 4 lutego 2012 22:38:40 | ostatnia zmiana: 4 lutego 2012 22:38:47

Co coś więcej niż krytyka władzy - to radykalna zmiana w ocenie, PAP/Maciej Kulczyński

Pewien internauta wykazał się dużą intuicją pisząc, że PO zaczyna teraz zbierać w żagle społeczne niezadowolenie wymierzone w nią samą. Ściślej należałoby powiedzieć: nie PO, a Donald Tusk.  Ciąg publicznych konsultacji zarządzonych przez niego ma być wielkim spektaklem dla publiczności.Zajęty ponoć premier znajdzie czas na niekończące się psychodramy w publicznością.

A Adam Michnik wyraża w swoim ostatnim felietonie radość, że młodzi ludzie walczą o – cytuję – „wolny i niekontrolowany Internet”, a nie o „religię smoleńską”, co po ujawnieniu nieprawd komisji Millera jest konkluzją podwójnie kuriozalną. Ale co pokazuje, że uderzenie się w piersi w sprawie ACTA nie jest największym niebezpieczeństwem, jakie grozi temu rządowi.

Kilka tygodni zajęło Tuskowi zorientowanie się, jak wielkie niebezpieczeństwo nad nim zawisło. 

Jego doradcy mówią nawet nieoficjalnie, co go do tego skłoniło: obserwacja, że w Internecie, i to nie tylko na prawicowych portalach i forach, stał się postacią najbardziej znienawidzoną, bardziej od Jarosława Kaczyńskiego. Dowcip gonił dowcip, złośliwość złośliwość. Zamówienie naprędce badania pozwoliły ocenić, kto się buntuje. To ludzie kluczowi dla szans PO w podwójnych wyborach 2015 roku. Więc zarządzono pełen odwrót.

Mówi się dziś, to ton opozycji i wielu komentatorów, że obecna władza chciała ACTY z premedytacją, bo zamierza kontrolować Internet, a przynajmniej wywiązać się z rozmaitych  serwitutów wobec zachodnich korporacji.

Odruch „Ruki po szwam” wobec takiego prawa, negocjowanego przez urzędników i aplikowanego mechanicznie, o ile ktoś nie zrobi skandalu, jest niewątpliwy – tego się po prostu nie bada pod kątem interesów własnego kraju i jego obywateli. Prawdą jest też, że obecna władza nie ma szczególnego nabożeństwa wobec praw obywatelskich. Nie dziwota, że minister kultury Bogdan  Zdrojewski nie wpadł na to aby zaprosić do konsultacyjnego stołu choćby organizacje broniące z urzędu naszych, także internetowych swobód.

Ale nie sądzę aby sam Tusk był świadom wagi tej konkretnej umowy. Gdyby tak było, lepiej by się przygotował do całej rozgrywki. Tymczasem obóz władzy w ten fatalny weekend, kiedy sprawa wyszła na jaw, przypominał rzeczywiście ostatnią berlińską kwaterę Hitlera z filmu „Upadek”. Sprzeczne dyrektywy, niemądre komentarze, pełna nieświadomość stanu prawnego i możliwości (a raczej braku możliwości) modyfikacji polskiego stanowiska, histeria. Piszę o tym w swoim tekście w poniedziałkowym „Uważam rze”

Przy czym za najsłabsze ogniwo uważam tu nie Zdrojewskiego, który miał prawo słabo orientować się w wadze i meandrach całego zagadnienia. Był nim minister Boni, w którego otoczeniu są ludzie orientujący się, czym jest Internet – i w sensie technologicznym i również prawnym. Dziś koledzy mają pretensję do Boniego, że zasuflował mediom, poprzez Gazetę Wyborczą, wersję, która była dla niego skrajnie korzystna. To on miał być człowiekiem honoru gotowym do dymisji, choć tak naprawdę kompletnie niewinnym. W rzeczywistości pogubil się ze zdumiewającą łatwością. Dyskretnie wskazano jednak na Zdrojewskiego jako na źródło kłopotów,  i to on ma zapłacić stanowiskiem – ale dopiero jesienią, kiedy dojdzie do pierwszego przeglądu rządowych  kadr.

W duchu filmu „Upadek” działał też sam Tusk. Gdy pojawił się w poniedziałek, zajmował się głownie łajaniem ministrów, ale nie wpadł na pomysł szybkiego  wycofania się z polskiego podpisu pod dokumentem. Za to teraz przyjmuje zupełnie przeciwny kurs. Szlaki przetarły mu już samokrytyki Boniego podczas programu Tomasza Lisa, Teraz z kolei dowiadujemy się, że w wyjątkowo trudnej sytuacji kraju i tego rządu odbędą się propagandowe igrzyska: konsultacje.

Rozumiem sondażowy wymiar polityki i nie dziwię się rządowi, że próbuje nadgonić stracony czas. Tym niemniej tak jak żenujące wydawały mi się początkowe uniki, takpodejrzana jest ta próba przejścia na stronę przeciwników przy pierwszych podmuchu. Możliwe, że ACTA zawiera procedury niebezpieczne dla nowych internetowych bytów, takich jak ten portal chociażby, i z tego powodu nie powinna być podpisana przez polski rząd. Ale już gorliwość w opowieściach o koniecznej modyfikacji prawa własności intelektualnej mnie się niespecjalnie podoba. Przypomina decyzję o delegalizacji całego przemysłu hazardowego po to aby zamaskować aferę kilku polityków Platformy w 2009 roku.

Wizja, że większość wywłaszczy mniejszość z jej praw, bo rządzący się tej większości po prostu przestraszą, jest wizją wcale nie demokratyczną. Powiedzmy wprost, jest wizją spoza cywilizacji zachodniej. Na tej zasadzie moglibyśmy obłożyć fortuny nielubianych firm 100-procentowym podatkiem. Z jakichś przyczyn tego jednak nie robimy.

Zwracam też uwagę, że w innych krajach ACTA nie budzi aż takich emocji. Możliwe, że dopiero wzbudzi, debata w parlamencie europejskim jeszcze się nie zaczęła. Ale możliwe też, żew takich wymiarach będzie to spektakl czysto polski. Tusk niczym Putin łajający  przedsiębiorców będzie przywracał „ład i sprawiedliwość”.

A jest coś jeszcze.  Zdaniem samych polityków PO w marcu, kwietniu czeka nas dalszy ciąg gigantycznego kryzysu związanego z refundacją leków. Problemy już nie z pieczątkami, a po prostu z wielkimi ich kosztami.

Na razie przewlekle chorzy mają jeszcze zapasy w mieszkaniach, ale one szybko znikną. Nawet Gazeta Wyborcza opisała dwa dni temu piórem Elżbiety Cichockiej skandal z insulinami. Chorzy na cukrzycę, którzy znajdą się w szpitalach nie będą mogli brać tej insuliny, którą biorą w domach, bo szpitale jej nie kupią. To grozi ich zdrowiu. Takich historii jest zdaniem lekarzy mnóstwo.

Rząd już naraził chorych ludzi na cierpienia, ale to dopiero początek. Nawet zapisana w ustawie możliwość skorygowania listy leków refundowanych niczego nie załatwia. Nie po to zwiększono współpłacenie obywateli z 34 do 38 procent aby z tego teraz tak szybko rezygnować. Ale pacjenci, choć jest ich dużo nie stali się wpływowym lobby, nikogo nie przestraszyli.

Tusk powinien teraz ślęczeć, nie tylko z ministrem zdrowia, ale i z ministrem finansów, nad rozwiązaniem ich problemów. Zamiast tego, będzie się popisywał na bezkonkluzywnych debatach z internautami.

 

 

 

Zainteresował Cię artykuł?