Ważny list red. T. Sakiewicza z Gazety Polskiej Drukuj
Ocena użytkowników: / 0
SłabyŚwietny 
piątek, 06 stycznia 2012 08:08

Przedstawiamy list od Tomasza Sakiewicza, Redaktora Naczelnego Gazety Polskiej i założyciela ruchu Klubów Gazety Polskiej.

Zachęcamy do lektury listu.

bannersmall1.jpg 

Szanowni Państwo,

Z prawdziwym smutkiem obserwuję próbę rozbicia dotychczasowej działalności klubów przez kilka osób, niestety wśród nich są...

 przewodniczący klubów. Było oczywiste, że największy obecnie ruch społeczny w Polsce nie zostanie pozostawiony bez szczególnej opieki tych, którym cele "Gazety Polskiej" i założonych przy gazecie klubów stoją ością w gardle. To, że różnimy się między sobą, mamy też często zupełnie inne podejście do sposobu działania klubów, uważam za wielką wartość. Nie zmienia to jednak faktu, że są zasady niezmienne, które muszą nas łączyć. Nie ma obowiązku działania w klubach "GP". Jeżeli jednak ktoś korzysta z naszego loga i nazwy musi te zasady przyjąć. Do nich należy postawienie dobra wspólnego przed własnymi ambicjami  a w przypadku "Gazety Polskiej" szczególna dbałość o jej wizerunek i rozwój. Niewyobrażalne jest więc, by pod sztandarem "GP" podejmować działania uznawane za kompromitujące, albo atakować publicznie gazetę.

Pierwsze symptomy problemów zauważyłem już w czasie wyborów parlamentarnych. Część naszych kolegów doszła do wniosku, że łatwiej będzie się wypromować ograniczając możliwości prowadzenia kampanii przez  pozostałych. Nie chcę wskazywać nikogo personalnie. Jest jednak faktem, że od samych działaczy klubów dostałem mnóstwo próśb by nie zamieszczać ogłoszeń innych członków klubów, czy osób związanych z "GP". Starałem się łagodzić konflikty chyba jednak nie zawsze potrafiłem powstrzymać tak realizowane ambicje. Nie widzę nic złego w tym, że członkowie klubów "GP" startowali w wyborach, jednak gorszące było to, że niektórzy z nich robili to kosztem swoich kolegów. Po wyborach postanowiłem sprawę uregulować. Przede wszystkim należało dokonać przeglądu rzeczywistego działania klubów "GP". W kilku miastach takie kluby faktycznie nie istnieją choć są zarejestrowane, albo ich jedynym członkiem jest przewodniczący. W przypadku jednego dużego miasta sprawa była po prostu drastyczna.

Zamiast likwidować istniejące jednoosobowe kluby postanowiliśmy dopuścić w tych miejscach do utworzenia nowych. Zwykle życie likwiduje fikcje a pozwala zaistnieć tym, którzy coś rzeczywiście robią. To właśnie było bezpośrednim powodem wzburzenia w ostatnich tygodniach. Po prostu kilka osób poczuło się zagrożonych, choć nikt nie zamierzał odbierać im fikcyjnie pełnionych funkcji.

Wszystkie pozostałe problemy wynikły w mojej ocenie właśnie z próby wprowadzenia zmian. Sprawa człowieka roku nigdy nie budziła tak ogromnych kontrowersji jak obecnie. W mojej prywatnej ocenie była tylko pretekstem do rozpętania awantury. Przez kilka tygodni niemal nikt nie zgłaszał żadnych kandydatur, a na te zgłoszone odpowiedzi były bardzo nieliczne. Jest faktem, że do zeszłego roku bardziej obowiązywał tryb konsultacji niż głosowania. Na moją wyraźną prośbę po raz pierwszy poproszono wszystkich o głosowanie. Pomysł wystawienia kandydatury premiera Dawida Camerona zrodził się w mojej głowie, nie konsultowałem go ani z żadnym politykiem, ani nawet z redakcją. Chciałem uzyskać w ten sposób dwa cele: odsunąć proces wyboru laureata od bardzo ostrych podziałów w Polsce i zwrócić uwagę na potrzebę obrony narodowej suwerenności w Europie. Od początku było jasne, że nie jest to ani nagroda za poglądy Camerona, ani ocena działalności jego partii. Chodziło wyłącznie o docenienie sprawy suwerenności narodu. Przyjąłbym oczywiście każdy wynik głosowania i starałem się zachęcać do wzięcia udziału w wyborze również przeciwników tej kandydatury. Problem polegał na tym, że jako kontrkandydatów zgłaszano głównie stałych współpracowników redakcji albo szefów klubów. Od początku umówiliśmy się, że nie będziemy sobie przyznawać nagród ani wyróżnień. Zresztą nie miało to większego znaczenia.  Kandydatura Camerona przez cały czas głosowania cieszyła się zdecydowanym poparciem

większości. Wyniki głosowania bardzo skrupulatnie przedstawiliśmy. Dosłownie kilka klubów nie pogodziło się z ich rezultatem. Ich prawo. Jednak zarzut rzekomego sfałszowania wyników wyborów przedstawiony przez klub w Błoniu jest nie tylko zniesławieniem ale świadomym działaniem na szkodę "Gazety Polskiej". Pomijam już inne insynuacje, które znalazły się w listach tego klubu. Na moją prośbę klub ten utracił prawo używania nazwy i loga  "Gazety Polskiej". Decyzja jest ostateczna i nikt nie zmusi mnie do jej zmiany. Apele kliku klubów rzekomo w obronie wolności słowa dotyczące Błonia odbieram jako uznanie ich metod postępowania. Wolnością słowa nie jest jawne pomówienie, które nawet dla jego autorów jest oczywistym kłamstwem. Proszę te kluby o przemyślenie dalszego uczestnictwa w ruchu klubów.

Za głoszenie swoich poglądów ja i moi koledzy zapłaciliśmy ogromną cenę. Podważanie uznawania przez nas tej wartości odczuwam jako szczególnie bolesne i niesprawiedliwe. Jest to też sprzeczne z kartą klubów.

Jednocześnie chciałem podziękować ponad dwustu klubom za niezłomną postawę i pracę na rzecz Polski i naszej gazety. Nie sądzę, żeby tym razem udało nas się podzielić.  Ci, którzy to robią są bardzo dalecy od celów, które sobie stawiamy.

Jeszcze w tym roku utworzymy kapitułę, która przedstawi kandydatów klubów pod głosowanie nagrody za 2012 r. Zaproponujemy też szczegółowy regulamin nagrody. Ten postulat zgłaszany przez wiele klubów jest dobrym owocem ostatnich wydarzeń. Zamierzam też dokończyć reformę klubów. Może będzie nas trochę mniej, ale wszyscy będziemy grali w jednej drużynie.

Z dużą radością przyjmuję pojawienie młodzieżowych klubów "GP". W Warszawie w ciągu kilku tygodni zapisało się do jednego z nich prawie dwieście osób. Widać wyraźnie, że ruch klubów zyskuje poparcie szczególnie wśród ludzi młodych. Warto tą ideę propagować. 

 

Z poważaniem

Tomasz Sakiewicz